Archive for Marzec 2007
Kofi
Dnia wczorajszego, zostalem przeciagniety przez cale miasto przez pewna pania… winna owego zdarzenia jest Kofeina… za co jej bardzo dziekuje i sciskam :)
aronou
Nie widzialem zadnego z tych zdjec w momencie ich robienia, wszcze mowiac w ogle nie widzialem aparatu bo wisial uwieszony gdzies na dole mojej dloni gdy dreptalem przez Oliwe…
Tattoo the Pawel
Jako, ze nie moge odpuscic zadnej wizyty kogokolwiek znajomego w Tat-Studio…
no… Pawel lydke robil
Rety jak mi sie chce juz mojego smoka na boku i udzie… i dokonczyc lydke… i napis zrobic…
uh… i moze w koncu ten kark zakolczykowac
omg we killed Przemek…
Bekstejdzin, gans szutin, przemek kilin… chleb codzienny, proza zycia :]
(tak tak, wywolam negatyw dzisiaj, aj promis)
foty po czesci by Przemek, po czesci by ja
wielkie zarcie
O rety rety… no tak, pierwszy raz moge powiedziec, ze prawie byly ofiary w ludziach. No ale od poczatku… moja cudowna uczelnia zafundowala mi temat „lunch” na zajeciach z fotografii reklamowo/projektowej… jak zobaczylem coz sie podoba osobom prowadzacym cwiczenia, to sie zem z deka zdenerwowal i postanowilem zadzialac na bakier. Daniel ma w swoim swietnym mieszkaniu boskie swiatlo, to juz wiemy wszyscy… a Dorota… a Dorota jest po prostu totalnie dzielna i tu przeogromny szacunek dla niej, ze zgodzila sie na moje experymenty. Jogurty cieknace pomiedzy wargami… czkolada plywajaca po talii i brzuchu… desery, jedzenie na obojczyku, jezyku i w ogole gdzie popadnie :) Okazuje sie, ze Wedel robi jakas nedzna imitacje a nie czekolade,… za cholere nie chciala sie rozpuscic… zamiast tego krystalizowal sie cukier :| Na szczescie Dan uratowal sytuacje i polecial po czeklade do polewania ciast…
no i tu nie obylo sie bez malej kontuzji… po wylaniu tejze plynnej masy na talie i bunio Doroty pojawil sie czerwony slad od oparzenia… lodu na stanie nie bylo… na szczescie w lodowce byla szklana butla mleka marki „zimne mleko” : )
Napelnieni deserami, wafelkami i jogurtami zostalismy uraczeni, juz poza „konkursem” porcja pysznego tagliatelle z pesto…
yummy…
Dokladnie w tym momencie, Dorota mnie tu opitala na gg, ze mam wspomniec jeszcze o jednym epizodzie. Bita smietana… taaa… kupilem klasyczna „sniezke”. Oczywiscie okazalo sie, ze nie ma ani mixera ani trzepaczki… wiec twardo postanowilem, ze uda mi sie ja ubic recznie… zainstalowalem skladniki w plastikowym pojemniku, przykrylem… i zaczalem tym machac jak szalony. Niestety szczelnosc pojejmnika nie wytrzymala ruchow nadgarstka… co zaowocowalo tym, ze masa bitosmietanopodobna (niedobita smietana, jak to Daniel okreslil) wyladowala, na szafkach, oknie… i na mnie. Tada…